W jej
oczach błyszczało przerażenie.
- Nic nie pamiętam! – próbowała wykrzyczeć, ale z jej ust
nie wydobył się żaden dźwięk, tylko mała smużka czerwonego dymu. – Pomocy!
Błądziła w ciemności. Nie było nic. Nic nie widziała,
nic nie słyszała, nic nie pamiętała, czuła złość a jednocześnie bezradność.
Bo n i c
nie mogła zrobić. Szła przed siebie, nie wiedząc gdzie trafi i czy w
ogóle gdzieś trafi. Bała się czy coś jej nie zaatakuje, czy o coś się nie
potknie. Gdyby mogła patrzeć to ujrzałaby przed sobą szafirowe światło.
- Nie bój się, pomogę ci! – usłyszała wysoki głosik. Ale
nikogo nie widziała. Coś podeszło do niej, zbliżyło się do jej głowy, a
panowały tak głębokie ciemności, że Ida pomyślałaby pewnie, że nadal ma
zamknięte oczy, gdyby nie to, że ujrzała przed sobą dziewczynkę. Na oko miała
pięć lat. Jej długie, gęste, czarne włosy zlewały się z tłem, a niebieskie oczy
zdawały się przenikać przez duszę. Rysy porcelanowej buzi były delikatne,
uśmiechała się lekko. Miała na sobie białą, jedwabną sukienkę ozdobioną dużą
ilością błękitnych koronek wykonanych również z jedwabiu, białe rajstopki i
czarne buciki połyskujące w ciemności. W małych rączkach trzymała kawałek
czarnego, szorstkiego materiału… właśnie ten materiał zdjęła z głowy Idy, by ta
mogła zobaczyć cokolwiek.
- Kim jesteś? – próbowała powiedzieć dziewczyna, ale z jej
ust znowu wydobył się jedynie czerwony dym.
- Nie możesz mówić. Zaraz to zmienię – dziewczynka uniosła
się w nicości tak, że głowę miała na wysokości głowy Idy. Drobną jasną dłonią
dotknęła jej ust. Zamknęła wielkie oczy.
- Spróbuj coś powiedzieć.
- Dziękuję – z ust dziewczyny wreszcie wydobyło się jakieś
słowo, a gdy zaczerpnęła dużo powietrza poczuła ulgę – Ale gdzie jestem?
- Wewnątrz.
- Wewnątrz… wewnątrz czego?
- Nie wiem. Sama musisz znaleźć odpowiedź – czarnowłosa
osóbka mówiła bardzo dojrzale i tajemniczo, co intrygowało Idę.
- A ty kim jesteś?
- Mam na imię Aniela.
- Ja nazywam się…
- … Ida. Wiem.
- Skąd znasz moje imię?
W tej chwili obie usłyszały dziwny dźwięk przypominający
ryczenie.
- Co to? – przeraziła się Ida, ale nie usłyszała odpowiedzi.
Dźwięk był coraz głośniejszy. Coś, co go wydawało musiało się przybliżać.
Aniela złapała ją za rękę i biegła co tchu. Za nią podążała niczego nieświadoma
Ida. Skręcały to w lewo, to w prawo, to znów biegły prosto. Idzie wydawało się,
że ta czerń jest niewidzialnym labiryntem, którego drogi zna tylko czarnowłosa.
***
Dziewczyna zatrzymała się.
- Nie mam już siły! Gdzie biegniemy? – zapytała, ale Aniela
milczała.
- Gdzie biegniemy? – powtórzyła Ida.
- Jak najdalej od tego potwora.
- Potwora? Jakiego potwora?
- Ja go nie widziałam, ale wiem, że potrafi wyrządzić
krzywdę.
- Tu jest tylko ciemność i pustka… nic nie rozumiem.
- Nie tylko ciemność. Jest tu światło, ukryte światło –
dziewczynka dziwnie się zachowywała.
- Mam je znaleźć?
Aniela odeszła od Idy. Dziewczyna
chciała biec za towarzyszką, ale nie mogła – stała w miejscu. No tak,
dziewczynka ją opuściła, znikła, zostawiła bez pomocy. Co ona teraz zrobi? Sama
w tym ciemnym miejscu, gdzie nie ma nic prócz niej i tego potwora. Co on jej
może zrobić? A jeżeli szuka też Anieli? Nagle gdzieś w dali zabłysło światełko
– jasne światło, które przywodziłoby na myśl pewnie ciepło ognia palącego się w
kominku, gdyby nie to, że było szmaragdowe. Przybliżało się do niej i
powiększało… to Aniela!
- A więc nie odeszłaś! – ucieszyła się dziewczyna.
- Weź to. Zawieś na szyi i pilnuj – Aniela dała jej mały
wisiorek bez określonego kształtu zawieszony na srebrnym łańcuszki. Ida nie
potrafiła powiedzieć jaki jest jego kolor. Najpierw wydawał jej się czerwony,
potem fioletowy, niebieski... Wzięła go i założyła. W momencie gdy chłodny i
twardy metal dotknął jej skóry przy sercu obie usłyszały znajomy odgłos.
- Skąd ten dźwięk? On przypomina bicie serca!
Dziewczynka znów milczała.
- Powiesz mi coś? Cokolwiek!
- Nie wiem co mam mówić. – odparła Aniela. Patrzyła przed
siebie, w pustą przestrzeń, nieobecnym wzrokiem. Idę przeszedł dreszcz. O co ma
ją zapytać? W głowie dziewczyny stłoczyło się mnóstwo pytań, ale oszczędziła
sobie zadawania ich. Nagle poczuła niezwykłą więź z tą małą osóbką. Poczuła, że
kocha ją jak młodszą siostrę i nie pozwoli zrobić jej krzywdy. Podeszła do niej
i przytuliła ją.
- Boję się – powiedziała Anieli cichym głosem.
- Wiem.
W tym momencie znów rozległ się
ryk potwora. Mimo że to wszystko działo się w nicości, to Idzie wydało się, że
ciemność zatrzęsła się od dźwięku wydanego przez nieznaną istotę. Zdawało jej
się, że jej głowa eksploduje od tego wycia. Zatkała dłońmi uszy najmocniej jak
mogła, ale odgłos nie zmniejszył natężenia ani odrobinę. Poczuła piekący ból w
czaszce, a całe ciało wydawało jej się tak zimne, jakby było odmrożone. Zaczęła
krzyczeć, wić się z bólu. Zacisnęła oczy, lecz zamknięte powieki nie
powstrzymały jej łez, które ciekły po policzkach i gardle dużymi strumieniami.
Nagle w głowie ujrzała mnóstwo obrazów. Zobaczyła mamę i tatę, niebieskiego
pluszowego misia, dziecięcy rowerek, błękitny pokój, ogródek widziany z
kręcącej się karuzeli, a także mniej przyjemne obrazy, jak upadek w mętną wodę,
oparzony palec, stłuczone kolano, kłótnia rodziców. Widziała przyjaciółkę w
kawiarni, chłopaka, który prosi ją do tańca na dyskotece, walentynkę, zepsucie
się telefonu, spóźnienie do szkoły, jedynkę z klasówki i wygraną olimpiadę
językową... Ida cały czas była objęciach Anielki, niezwykle silnych jak na
pięcioletnie dziecko. Nastolatka poczuła, że grunt pod jej nogami, jak dotąd
stabilny, przestaje istnieć. Sukienka na plecach Anieli rozpruła się i spod
materiału wydostały się dwa białe skrzydła z delikatnego pierza. Czarnowłosa
wzbiła się wraz z Idą w powietrze, ale ból nie ustał. Dźwięk bicia serca
przyspieszył gwałtownie. Nagle przez zaciśnięte powieki Ida ujrzała światło,
bardzo jasne, białe światło. Otworzyła oczy, wyciągnęła do góry rękę, jakby
chciała dotknąć tego blasku. I wtedy ciemność znikła, ból zmalał, nie było
również Anieli.
- Ida, Idusia! Moja mała! - krzyknęła mama ze łzami w
oczach.
Ida znajdowała się w szpitalnym
łóżku, w jasnej, przestronnej sali. Światło, które wcześniej widziała, w
rzeczywistości pochodziło z lamp szpitalnych. Nie mogła zebrać myśli, głowa
nadal ją bolała.
- Mamo! Mamo! Tak się bałam! - przytuliła swoją matkę
najmocniej jak mogła - Ale... gdzie ona jest?
- Kto? - zdziwiła się mama.
- Ta dziewczynka, Aniela.
- Jaka dziewczynka? Nikogo tu nie było… Kochanie, miałaś wypadek samochodowy, byłaś w
śpiączce.
- Śpiączce... więc to tak jakby sen... - powiedziała sama do
siebie Ida i spojrzała na uchylone drzwi od sali. Ujrzała w nich czarnowłosą, a
gdy mrugnęła powiekami, już jej nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz